Pierwsze kąpiele w morzu zaliczone.. i nareszcie nie przeszkadzało mi to, że woda była zimna 🙂 Przy tak tropikalnych temperaturach, ochłodzenie to wręcz konieczność..
Kolorów nabraliśmy przez te kilka dni, kilometry robione codziennie promenadą czuję w nogach, a ramiona pieką od słońca. Synek dość szybko się odnalazł w nowych klimatach, aż sąsiad z koca zapytał jaki mamy przepis na tak spokojne dziecko. Fakt, siedział sobie na poduszce od cioci, rozpracowywał nowe zabawki z wiaderkiem włącznie, moczył ręce w wodzie którą mu przynosiliśmy, a narzekał tylko wtedy gdy robił się głodny. Z karmieniem okrywałam nas lekko ręcznikiem, żebym się nie krępowała i żeby nikt nie poczuł się zażenowany widokiem 😉
Pierwsza noc w upale była męcząca, nie dało się wręcz oddychać.. ale po burzy przyszło orzeźwienie i wiatr, który nie zniechęcił nas do plażowania. Mały ukryty pod namiotem, parasolka dająca cień, parawan tworzący naszą małą urlopową przestrzeń. I mój zachwyt, bo i tłumy mi nie przeszkadzają i sklepiki cieszą oko nadmorskimi różnościami. A kręcone lody nad morzem smakują o niebo lepiej, tym razem zajadałam się śmietankowo -jagodowymi..
Tak, zdecydowanie uwielbiam morze 🙂