Nowy tydzień zaczął się pozytywnie, noce w miarę przespane, czasami nawet po 3 godziny jednym ciągiem, a to już rarytas senny 😉 W poniedziałek to taki ekstra dzień był, że wyskoczyłam wreszcie do sklepów po prezenty, a nawet zdążyłam zrobić zakupy jedzonkowe, skoczyć do apteki i do mięsnego. Fiu fiu jak sobie przypomnę, to dawno tak długo poza domem nie byłam..
A wieczorami, jak tylko jest możliwość, robimy sobie zimowe seanse filmowe. Z ostatnio obejrzanych wrażenie robi „Lucy”, film ze Scarlett Johanson, dający do myślenia nad możliwościami naszego mózgu.. choć momentami trochę jak dla mnie za brutalny, a czasem z przesadzonymi scenami, za to pobudzający wyobraźnię..
Polecam też świetną komedię „Za jakie grzechy, dobry Boże”, o rodzinie, w której wszystkie córki wychodzą za mąż za imigrantów z różnych wyznań religijnych. Trzeba podejść do tego filmu z przymróżeniem oka, żeby nikt się na religijne insynuacje nie obrażał. Dziewczyny po kinie kobiet były zachwycone, a i nam się film bardzo spodobał. Jest się z czego pośmiać, dialogi są rewelacyjne i jak zawsze powtarzam, że francuskie komedie są wysokich lotów 🙂
Obejrzałam też dobry film „Siostry” z Cameron Diaz, o uczuciu które łączy rodzeństwo, o całkowicie innym podejściu do życia i o tym jak szansa rozwoju, wybaczenie, zrozumienie i decenienie potrafią odmienić to życie..
Wczoraj jeszcze podjechaliśmy do Marka z prezentem załapując się przy okazji na urodzinową kolację. Ja niestety musiałam obejść się smakiem, bo były smażone kotlety z surówką z fetą i masą surowych warzyw – ale na szczęście lubię drobiowe parówki 😉 Dziecię spało sobie spokojnie, dwa razy pokarmiłam, a cała wizyta była udana. Marek zadowolony i z sobotniej imprezy i z prezentów, a to najważniejsze. Na powrocie zatankowaliśmy jeszcze auto, bo akurat cena 4,30 zł za litr kusiła, mimo dużych kolejek na stacji i warto było skorzystać.
Tak już się nauczyłam rozkładu dnia przy Małym, że zdążam z praniem, z ogarnianiem mieszkania, wprawdzie na raty ale po kawałku idzie do przodu i można powiedzieć, że do Świąt już jesteśmy przygotowani. Posprzątane, poukładane, wyniesione co się dało. Dziś dzięki Mamie znowu miałam możliwość wyskoczyć i wysłać paczkę do znajomych, pomogła mi zdjąć pranie i był czas podgrzać obiad. Jeszcze po południu Tatko przywiózł dostawę chleba i pogadał z nami trochę. Myślę, że po chaosie pierwszego miesiąca z Synkiem w domu dochodzę do równowagi i jestem spokojniejsza. Mężulek też baardzo pomaga i na dokładkę wspiera mnie w powrocie do zdrowia. Gdyby nie on chodziłabym na ostatnich nogach, a tak mam momenty wytchnienia i czas na odpoczynek, jak choćby teraz czas na ten wpis 🙂