I faktycznie się działo…
W piątek ruszyliśmy na hurtowe badania – ortopeda na szczęście po położeniu miednicowym nie zauważył jakichś większych problemów, biodra Małego są w porządku, a za dwa miesiące do kolejnej kontroli. Moja poporodowa wizyta pokazała, że rana goi się dobrze, wewnętrznie też ok, a co najlepsze skorzystałam z wagi, na której ważyłam się przed i przez całą ciążę i okazało się… …… tak, tak…. że schudłam!! Ważę prawie 4 kilo mniej niż ważyłam przed ciążą! 🙂 Czyli zeszło ze mnie 12 ciążowych kilogramów i te 4 ponad to! Dzięki takiej wieści energia we mnie wstąpiła i oczywiście postanowiłam przedłużyć karmienie, do którego momentami miałam już podejście kryzysowe (zwłaszcza w nocy). W tym samym czasie Mężulek wskoczył do pediatry na ważenie Synka i radość podwójna, bo ja chudnę, a on przybiera na wadze. Już mamy 5,5 kilo chłopaka do podnoszenia na rękach.. niezła Kruszynka prawda.. 😉
Sobota przyniosła nowe emocje, babcia Zosia wraz z Tomkiem przybyli z całą reklamówą pieluch, chusteczek nawilżających i oczywiście z grzechotką do kolekcji. Były kawa, ciasto i pogaduchy przy dziecku, była masa rad udzielanych na każdym kroku, noszenie, przewijanie i karmienie odrywające mnie czasami od gości. W każdym razie do tego czasu było dobrze, natomiast jak zaczęliśmy się wszyscy szykować do wyjścia, na Markową osiemnastkę, to Mały rozpoczął koncertowanie pełną piersią. Myślę, że wyczuwał nasz stres i myśli jak wypadnie to wyjście. Nasze szykowanie poprzestawiało mu rozkład dnia no i się rozregulowało dziecko.. Obiad jedliśmy na raty, wymykając się do sali obok na przewijanie i karmienie, trzeba było uspokajać, przytulać i przemawiać cicho do uszka, więc zostaliśmy tylko (a może aż) dwie godziny na imprezie. I w sumie wystarczy..
Tym bardziej, że na niedzielę zapowiedzieli się kolejni goście – chrzestny Marcina nareszcie miał wolny weekend i wraz z żoną odwiedzili naszego Szkrabka. Zdążyliśmy rano ubrać choinkę, więc nastrój w pokoju zrobił się jeszcze bardziej świąteczny.. Wraz z Mirkiem i Marzeną przybył następny grzechotko-gryzak i fajny zestaw ubranek, który przyda się w przyszłości. Fajnie się gadało, goście obejrzeli zdjęcia ze ślubu i podróży poślubnej, dzień był ciepły i spokojny, aż do wieczorka kiedy to „po godzinach” rozpoczął się kolejny koncert, ha! Na uspokojenie wrzucam więc relaksujący kawałek Voo Voo 🙂