Weekend kulinarny ale i plażowy, bo początek jesieni zaskoczył nas pięknym słońcem.. Cukinia poszła w ruch, choć zużyłam tylko jej połowę – miała ponad pół metra długości! Starłam ją na tarce o grubych oczkach i odcisnęłam sok, by część przeznaczyć do podsmażenia jako farsz naleśnikowy, a część poszła do placków przyprawionych oregano, lubczykiem, papryką i pieprzem ziołowym, do tego mąka, duże jajko i szczypta soli. Oczywiście część naleśników trzeba było zrobić z dżemem, bo mój Monż jakoś za cukinią nie przepada.. Za to ja zajadałam się jak najwyższej klasy rarytasami 🙂
Trzeba było też zrobić zakupy na kolejny tydzień, bo wolę raz w tygodniu zrobić większe niż latać co drugi dzień gdy ciągle czegoś brakuje. Tym bardziej, że moje latanie teraz jest już mocno spowolnione i utrudnione. Jednak na krótkie trasy w aucie jeszcze się nadaję, więc wybraliśmy się do apteki w Löknitz by zakupić preparaty na szybsze gojenie się pępka u Maluszka. Lepiej było zaopatrzyć się w to teraz bo jeśli czeka mnie cesarka to mogę i z dwa tygodnie się z wyrka nie ruszyć, a pępęk świata czekać nie będzie 😉
Dla relaksu niedzielę spędziliśmy na spotkaniu z Iwoną, naszą świadkową, spacerując podzamczem – na Targu Rybnym i zabierając ją na lody. O tych lodach już pisałam, własnego wyrobu ze świeżych owoców i nie tylko – Marcin np. spróbował lodów o smaku piwa, ja pozostałam przy ananasowych i malinowych. Później pojechaliśmy na obiad i poleniuchować w słońcu nad wodą…..
Przepiękny był ten dzień, prawie 20 stopni C, łaziłam po chłodnej wodzie i opalaliśmy nosy w słońcu. Znad Odry skoczyliśmy jeszcze nad najbliższe jezioro, gdzie małolaty kąpały się w wodzie jakby to był środek lata! Ja jednak wolałam się ochładzać wodnymi lodami, a wieczorem zaszyć się w ramionach Męża przy komedii obyczajowej z Janet Jackson o ciekawym tytule „Małżeństwa i ich przekleństwa” 😉 z którego jasno wynikało, że warto ze sobą rozmawiać, spędzać razem czas i okazywać sobie czułość bo tylko wtedy będzie dobrze..