Uwielbiam widok skrzącego się na wodzie słońca.. te małe gwiazdki sprawiające że tafla świeci jak niebo przywołują wspomnienia wielu wakacji nad jeziorami, nad naszym morzem czy w ciepłych krajach. Nie wyobrażam sobie lata bez wody, dlatego jeśli tylko jest możliwość śmigamy wszędzie tam, gdzie są słoneczne iskry.
Po podróży nad jedno jezioro wybraliśmy się nad kolejne, bliższe ale równie fajne. Słońce wprawdzie było momentami za ciemnymi chmurami, ale udało mu się przez nie przebijać, a nam uniknąć deszczu. Przy okazji dłuższego spaceru nad wodą załapaliśmy się na maraton rowerowy, piknik z kiełbaskami i lodami, oraz koncert zespołu który „coverował” znane piosenki i kapele. Pośpiewałam sobie utwory Papadance, Lady Pank, Kultu i Perfectu, ale rower to na razie mogę pooglądać z daleka, no chyba że dorwałabym jakiś stacjonarny, choć nie czuję potrzeby. Wystarczająco męczę się spacerując 😉
Na dziś spacery odpadają, wzięłam się za prace domowe po wczorajszym zrywie, kiedy to pomagałam Mężulkowi w myciu okien. On mył, a ja się czepiałam, że tu jeszcze smuga została, a tam plama 😉 Chociaż bez przesady, umyłam trochę i ja, zabrałam się za parapety, pościerałam kurze, a teraz od rana wypucowałam kuchenkę, zamiotłam i umyłam podłogę w kuchni (łazienkę zostawiam na kolejny dzień bo sił brak, więc muszę działać na raty). Uporządkowałam szufladę z nitkami, przy okazji zszywania ubrań roboczych, w których co jakiś czas coś się naderwie. Do tego ruszyłam wreszcie szafę w sypialni gdyż chcę w niej wygospodarować miejsce na rzeczy z komody. Komoda w całości będzie tylko dla Małego, żeby pomieścić jego ubranka, maści, pudry i pieluchy..
..chyba włączył mi się syndrom wicia gniazda 🙂