Niechorze powitało nas słońcem i upałem 🙂 Dobrze, że trochę wieje dla ochłody, bo nie dałoby się wytrzymać.. morze pełne fal i woda niestety lodowata – nie to co na Majorce 😉 Podziwiam tych, co próbują się kąpać w Bałtyku – trzeba być niezłym morsem..
Miasteczko fajne, jest gdzie pospacerować, są nadmorskie sklepiki, w których można znaleźć coś na prezent i na pamiątkę z pobytu. Restauracji dużo, wybór obiadów i kolacji taki, że codziennie można zjeść coś innego. Są ryby smażone, wędzone, są schabowe i nawet placek po węgiersku, który uwielbiam. A na deser moje ulubione amerykańskie lody i gofry z dużą ilością owoców! A po takim łasuchowaniu najlepiej wybrać się do Latarni morskiej bo jest pod górkę i można pospalać kalorie 😉 Na górę już się nie wdrapałam – w 5 miesiącu ciąży byłoby to nie lada wyzwanie, może kiedyś wrócimy tam już z Synkiem..
Widok przed Latarnią, na morze też jest wart zobaczenia, zwłaszcza, że na klifie i zza drzewa, a do tego przy tak pięknej pogodzie…
Po czterech dniach leniuchowania na plaży i wędrówek tymi samymi uliczkami postanowiliśmy podjechać do Rewala.. otoczenie podobne, tylko dużo więcej ludzi, deptak ze szkieletem wieloryba, na którym trwały jakieś konkursy
i małe molo gdzie można było podejść i zerknąć z góry na morze….
Sklepików masa, wszędzie lody, rybki i sorbety kolorowe.. Klimat typowo nadmorskiego kurortu, ale z chęcią wracaliśmy do spokojniejszego Niechorza.. Tym bardziej, że w sobotę 12 lipca czekał nas koncert SNAPu – w ramach Summer Festiwalu – którego fanką wprawdzie nie jestem ale mam sentyment z młodzieńczych lat.. wtedy ich piosenki robiły furrorę i słychać je było na każdej dyskotece 🙂 Mimo, że zaczęła się mżawka i ludzie stali pod parasolami to SNAP dał czadu, nie odbębnili tego występu tylko widać było ich zaangażowanie. Nawet deszcz ich nie odstraszył tylko wychodzili bliżej ludzi i łapali kontakt z publicznością. Za krótko to trochę trwało, bo całkiem fajnie grali i nogi same się do tańca podrywały..a swój hicior Rhythm is a Dancer zaśpiewali nawet dwa razy 🙂