Ale, że na razie wybieramy bliższe miejsca, to w sobotę mimo przelotnego deszczu podjechaliśmy nad jezioro, gdzie rodzice i brat spędzali wolny, świąteczny weekend.
Ze względu na chłodne jeszcze noce wolałam pobyć tam tylko jeden dzień. Zahaczyliśmy jeszcze o Schwedt by kupić słodkości w Kauflandzie na Dzień Taty, bo w poniedziałek kiedy to święto wypada ja wybieram się do kina, a brat ma siatkówkę. Tata dostał też dwa kilo czereśni, które wręcz uwielbia i może jeść garściami.
Poszliśmy na spacer nad jezioro, a potem chłopaki grali w siatkówkę i to kilka setów pod rząd, z przerwami na ukrywanie się przed deszczem do świetlicy 🙂 Po meczu Marcin wziął się za rozpalanie ogniska bo na kolację przewidziane były kiełbaski i podpiekany chleb… czyli same pyszności..
Szkoda było wyjeżdżać, ale na szczęście w ten pierwszy dzień lata długo było jasno więc nie wracaliśmy po ciemku mimo, że była już prawie 22.. Po drodze natknęliśmy się jeszcze na wysyp owiec, które wyglądały jak wełniane pączki w trawie 🙂