Nie wiem jak w innych rejonach, ale tutaj śniegu nic a nic.. trzeba było wybrać się trochę w głąb kraju żeby napotkać białe klimaty. Nie było ich wprawdzie dużo, ale uwieczniłam ku potomnym 😉
Nie żebym za śniegiem tęskniła, ale jakoś tak dziwnie oglądać zielone trawniki w połowie stycznia.
Weekend spędziliśmy na spokojnie, z pogaduchami przy dobrym winie, z filmem romantycznym „Francuski pocałunek” ale i na wesoło bo przy zwierzakach u Zosi nie można się nudzić..
Kociak co chwilę zaczepia, atakuje firanki, nosi w zębach szpulkę nici i podskakuje na płachcie papieru bo podoba mu się szelest jaki robi..
Pies z kolei przytula się i domaga głaskania, z przerwami, ale tylko na jedzenie i spacer. Świetne stworki, pocieszne takie, że aż chce się mieć kota lub psa w domu. I kto wie, może kiedyś się zdecydujemy, ale najpierw trzeba rozwikłać dylemat – pies, czy kot? 🙂
Wracaliśmy szybkim tempem, żeby zdążyć na występ chóru mojej mamy, zobaczyć szczecińskie Słowiki i posłuchać trochę innego rodzaju muzyki niż na co dzień. Wprawdzie muzyka chóralna nie należy do ulubionych, ale od czasu do czasu można się trochę ukurturarnić 😉 Poza tym, czego się nie robi żeby zobaczyć uśmiech mamy! A naprawdę się ucieszyła kiedy zobaczyła nas na widowni..
Po występie kierunek deser lodowy, przed snem komedia „Jestem na tak” i tym optymistycznym akcentem zakończył się ten kolejny fajny weekend.. Co przyniesie kolejny dowiemy się w następnym odcinku 🙂