Nie ma to, jak firma ma możliwość wydania funduszu socjalnego na wypasiony wyjazd, bądź zapisania go w koszty na wyjazd szkoleniowy całej ekipy. Pod nazwą wigilijną, ale z pełnym rynsztunkiem – nad morzem, z noclegiem w hotelu z basenem, sauną, łaźnią, kręglami, dyskoteką i suto zastawionym stołem przez dwa dni. Wiadomo, że niektórzy czują się wtedy jak spuszczeni ze smyczy i dają w palnik, ale każdy na swój rozum i wie czym to się może skończyć kiedy jest się obserwowanym przez szefostwo 😉
Z takich atrakcyjnych opowiadań to jeszcze koleżanka, która nie dostała żadnych świątecznych bonów, ani nie pojechała na taki wypad, pocieszała się tym, że u siostry była gruba koperta i liczy na to, że się z nią podzieli – oby..
Szkoda, że to akurat nie w mojej firmie takie rarytasy, ale nie mogę narzekać bo i u nas w dawniejszych latach zdarzały się pikniki z całą fajną otoczką. Teraz było skromniej i na miejscu, ale całkiem sympatycznie..
Po szkoleniu i wczorajszym nadrabianiu dwóch chaotycznych dni, rozpoczęłam wreszcie zasłużony świąteczny urlop! Perspektywa tylu wolnych dni napawa mnie ogromną radością i spokojem, że zdążę wypocząć 🙂 W planach poszukiwanie mojej prezentowej sukienki i ubieranie choinki, na którą już nie mogę się doczekać bo uwielbiam klimat świąt, rozjaśnionych światełkami i przystrojonych kolorowymi bombkami i łańcuchami. Wybieramy się też na spotkanie z bratem i ze znajomymi i ogólnie weekend zapowiada się ciekawie.. Pogoda ciągle na plusie, śniegu wprawdzie brak, ale w plener chce się ruszyć, więc – ruszamy! Miłego łykendu!