Po całodziennym sprzątaniu i gotowaniu w niedzielę można było rozstawić ławę i przygotować już tylko zastawę – jedyną jaką posiadam i choć mało elegancką to grunt, że czyni swą powinność 😉 Marcin na bazie origami złożył serwety w formie kwiatów, zapaliłam świeczki i można było podejmować gości.
Niestety brat się rozchorował i zaległ z gorączką, ale na szczęście było komu jeść te wszystkie rarytasy. Wytrąbiłyśmy z mamą butelkę wina, zapijaną co jakiś czas karmelowym likierem i było sympatycznie. Na deser obowiązkowe lody z owocami 🙂
Po tym szaleństwie weekendowym lecę jutro ćwiczyć, ale dziś w ramach imieninowego komfortu odpoczywam. W pracy część osób pamiętała o moim święcie, a część usłyszała w radiu bo trąbili o tym od samego rana. A po pracy zadzwoniła Zosia z życzeniami i pogadałyśmy sobie trochę. Pora wybrać się do niej bo ma na głowie mamę w trakcie rehabilitacji i może choć trochę pomożemy i wesprzemy je obie.