Jak to się dzieje, że dopiero co człek się szykuje na jakieś wyprawy, a tu rach ciach i już po..
Czwartek nad jeziorem, kolejne próby na desce windsurfingowej, tym razem z dłuższym na niej pobytem 🙂
Piątek szykowanie, tankowanie, kupno drugiego szampana, trasa i wieczorne świętowanie 🙂 A co świętowaliśmy? Będzie wiadomo w następnym wpisie 🙂
Sobota rodzinna, trochę w ogrodzie, trochę w domu plus wieczorny wypad z Damianem i Bartkiem do pubu – impreza przeszła o włos bo jak już zasiedliśmy przy piwku to nikomu nie chciało się ruszać i kombinować transportu na balety 😉
Niedziela – spacer z psem, szaleństwa z kotem i wypad nad jezioro, z krótkim zanurzeniem bo mimo upału woda była już chłodna.. Za to w domu było gorąco i nie mogłam się odkleić od nowego kotka, którego przygarnęła babcia 🙂
Aż ciężko było się z nim rozstawać, taki to słodziak.. Tymczasem po wizycie w ogrodzie, załapaniu się na ziemniaki i świeżą marchew trzeba było wracać do domu… Jako, że lodówka nie zapewniła nam kolacji, to z braku laku kolacja była w McKwaku..
Prysznic i spać, kolejny fajny weekend za nami.. Od jutra ochłodzenie, ale od czwartku znowu mają wrócić upały, na co liczę bo w planach jeszcze choć jedna, w te wakacje, wyprawa nad morze 🙂 Dobranoc..